Gdy obudziłem się dzisiejszego ranka, okazało się, że wydarzyło się coś okropnego. Nasze domy pochłonęły pnącza, a w wiosce rozlegały się porykiwania niedźwiedzi. Zdałem sobie sprawę, że przyroda działa z rozmysłem i nie spodobało jej się, że weszliśmy na jej teren. Przyznaję się do tchórzostwa. Uciekłem. Uciekłem tutaj, ale nawet wodospad nie był w stanie zagłuszyć krzyków pozostałych mieszkańców wioski, gdy dopadły ich bestie.
Obawiam się, że pomoc nie nadejdzie. Nie liczę już na powrót Adlerów. Modlę się, aby uciekali stąd i nie sprowadzili nikogo innego do tego fałszywego raju. Otacza nas zielona śmierć. Jeżeli nie zachowamy zimnej krwi, to ona pochłonie nas, a nie my ją.
Światło przygasa. Widzę olbrzymie sylwetki krążące wokół cienkich ścian chaty. Będę siedzieć cicho i modlić się, żeby nic tu nie przyszło, ale wiem, że to złudna nadzieja.
Ealderman Wincroft
Copyright © 2021-2024 nwdb.info