Rycerskość umarła

Page #3
Muszę znaleźć w sobie siłę…

Przyrzekałem wierność wspaniałemu królowi. Człowiekowi o wielkiej sile, dobroci serca i prawości. Dzierżyłem miecz, tarczę i włócznię, ścierając się z jego wrogami w bitwie za każdym razem, gdy król dał sygnał do walki. Czyniłem to wszystko z wielką radością. Lecz nagrodą za mą wierność była przemoc, chaos i nieporządek. Mówi się, że królestwo Artoriousa było domem "kwiatu rycerstwa". Lecz tutaj, w tym bezbożnym miejscu, nie ma miejsca ani dla rycerstwa, ani dla rycerskości. Na tych ziemiach można znaleźć tylko niekończący się rozlew krwi, chaos i zniszczenie. Tutaj martwi wcale nie umierają – doświadczają wielkiego cierpienia, bez nadziei na trafienie do lepszego miejsca. Próżno tu szukać boskiego osądu i kary wymierzanej grzesznikom. Jakąkolwiek karę możemy wymierzyć tylko my sami – tym, którzy ośmielą się nas skrzywdzić. Waregowie, pomimo swych rozlicznych wad, doskonale to rozumieją. Ze wszystkich rzeczy najbardziej pożądają potęgi. Dzięki ich wsparciu zdołałem odtworzyć kroki tego parszywego zdrajcy, Myrddina. Znalazłem – jak sądzę – źródło jego straszliwego arsenału. W tym miejscu mogę wreszcie posiąść odpowiednią moc, by uratować to, co zostało z mego ludu, i zgładzić tych, którzy pragną zmącić nasz spokój – czy to z zewnątrz, czy to od środka. Dopiero wtedy, gdy wściekłe ostrze katowskiego topora zawiśnie nad tymi, którzy przetrwają, zaznamy końca wojen i konfliktów.