Powrót do dawno utraconego domu
Dziś, podczas spaceru pośród kwiatów polnych, przytrafiło mi się coś doprawdy dziwacznego.
Nagle zerwał się silny wicher, a duszkokwiaty zaczęły wirować wokół mnie niczym zabarwione winem płatki śniegu. Po drugiej stronie wiru ukazało mi się coś osobliwego. To były przebłyski z mojej przeszłości, które pojawiły się wszystkie naraz. Moja babcia i ojciec pokazywali mojej matce, jak rozmieszczać sadzonki na polach ryżowych. Członkowie mojej rodziny byli jednocześnie młodzi i starzy. Ich młodzieńcze oblicza promieniowały mądrością nagromadzoną w ciągu wielu dekad. Moja matka była zarówno dzieckiem, jak i matroną, przekazującą wiedzę moim braciom i siostrom. Ja też tam byłem, wiecznie młody w tym nienaturalnym miejscu. Byłem niczym szew, który wypruł się z gobelinu naszego rodu. Mój wzrok powędrował na niebo, poza wirujące płatki, by skąpać się w świetle Chang'e, z nadzieją, że zabierze mnie z tego przeraźliwie samotnego miejsca na ziemie moich przodków.
Zamiast tego spoczął na oczach wilka Tiagou. Wilk skoczył w kierunku alabastrowego światła Chang'e z rozwartym pyskiem, wygłodzony i stęskniony. Opadłem na kolana i krzyknąłem ostrzegawczo!
Ogarnęła mnie ciemność. Poczułem na twarzy chłodną, wiosenną bryzę. Obudziłem się na polach konopi, pośród pędów i łodyg, zachowując cenne wspomnienie domu i rodziny. Po moim strachu nie było ani śladu.