Przebudzenie pradawnych

Page #6
Part of the following chapter Notatnik Prieto #1

Najpierw myślałem, że walka na Moście to skutek kontrataku jednej z kompanii albo pijacki wybryk Merchanda i jego zbirów (którzy od dawna przechwalali się, że mogliby zająć Most w samej bieliźnie), ale tak nie było. Moje serce skuł mróz zimniejszy od panującego chłodu, gdy zobaczyłem maszerujące powoli przez Most szkielety z płonącymi niebieskimi kulami na piersiach. Pradawni Strażnicy nie cofnęli się i stawili czoła atakującym skażonym, bezlitośnie wybijając ich co do nogi. Ich szczątki, zrzucane z Mostu, zmieniały się w popiół, a na kamienie upadała sama broń. Pradawni Strażnicy w okamgnieniu zajęli połowę Mostu, jakby zupełnie nie przejmowali się liczebnością skażonych. Mieliśmy wielkie szczęście, że nie zdecydowaliśmy się sami zaatakować, ponieważ skażeni byli przygotowani – ale na nas, a nie na takiego przeciwnika. W odpowiedzi na ten nieoczekiwany atak, na Most ruszyły oddziały posiłkowe, niczym zastępy mrówek. Skażeni wypadli ze swoich kryjówek wśród pobliskich skał z zamiarem odparcia Strażników, ale oni również ponieśli klęskę. O zachodzie słońca Most po raz kolejny przeszedł w inne ręce. Jego panami nie byli już skażeni. Niebieski ogień na piersiach Strażników znów zapłonął na Moście, na znak, że teraz oni przejmują to miejsce we władanie. Inżynier D. Prieto