Jest nie do przejścia…

Page #2
Nie ma ucieczki!

Nie możemy się stąd wydostać! Jakaś plugawa, mroczna magia spaczyła Matkę Ziemię i napuściła ją na jej własne dzieci. Na wszystkich obrzeżach Brzasku wyrosła zapora składająca się z ciernistych zarośli. Jest tak gęsta, że mogłaby się równać z solidnym murem postawionym przez kamieniarza. Próbowaliśmy wszystkiego – siekier, ognia, modlitw błagalnych o przebaczenie, lecz żadna z tych metod nie przyniosła skutku. Nie ma <i>nic</i>, czym można by się przebić przez tę ścianę cierni. Biedny Brandon próbował się wspiąć po tym cholerstwie. Gdy dotarł do połowy wysokości, popełnił błąd i runął na ziemię. Ręce miał całe we krwi – w zatrutych ranach wiło się robactwo. Zmarł niedługo później, zdjęty gorączką, krzycząc z bólu. Do tej pory nie wrócił do żywych. Zakładam więc, że spotkał go jakiś inny, acz niechybnie okrutny los. Nie wiem, co się z nim konkretnie stało, ale wiem, że utknął tu razem z nami. Być może na całą wieczność. Jeśli o mnie chodzi… Wracam do domu. Jeśli mam umrzeć, to przynajmniej w obronie własnej ziemi. Nie chcę dokonać żywota na trakcie jak jakiś kloszard czy włóczęga.