Podniszczona strona znaleziona w chacie w Wiatrochronie
Potem uciekłem. Uciekałem, a serce waliło mi jak młotem. Aż nagle wszystko ucichło.
W krzykach Duncana usłyszałem inny lament. Lament samej ziemi. Sama Moc związała tę ziemię z druidami, a jej cierpienie odbijało się echem w mej głowie jak uderzenia młota. Upadłem na kolana i zwymiotowałem południowy posiłek na ziemię.
Wtedy stało się coś niesłychanego. Duncan wstał z głową wygiętą w tę stronę, w którą złamałem mu kark. Wyszczerzył na mnie martwe oczy i otworzył usta, jakby w oskarżeniu. Ale to nie słowa się z nich wydostały. Spomiędzy szczęk wypełzły wszelkiej maści owady i robactwo – muchy, czerwie i żuki!
Wylewały się na ziemię nieskończonym potokiem, zalewając powodzią trawę i liście. Uciekałem, ale wokół widziałem innych druidów, zgiętych i pokrzywionych. Byli… jak on. Jak Duncan…