W drogę

Page #2

17 stycznia. Kilka dni temu miałem ciekawego gościa – Francuzkę, panią M. Cartier. Trudni się wyprawianiem skór bawołów, choć, co ciekawe, wygląda mi bardziej na myśliwą. Słyszała o mnie i o pianinie, i postanowiła mnie odwiedzić. Zdawała się zaskoczona moim stanem, ale nie była w tym względzie dociekliwa. Czułem, że utraciła kogoś, ale była z tym pogodzona. Choć to do mnie niepodobne, spytałem, jak sobie radzi. Powiedziała, że przebudziła ją wyspa. Dla niektórych jest to piekło, klątwa, czyściec. Dla innych raj. Ale nikt tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy, czym jest wyspa. Kobieta powiedziała, że to życie. Wyspa rodzi przeróżne cuda, aby zaspokoić naszą ciekawość. "Nie byliśmy tu pierwsi" – rzekła. "Byli tu inni. Dowodem są ruiny na północy, Wielkie Kule na równinach. Niegdyś tu wszędzie wokół było miasto". Spytałem, co się stało z miastem i tymi ludźmi. Uśmiechnęła się i powiedziała: "Panie Grenville, być może trafił tu pan, aby odpowiedzieć na to pytanie". Dużo myślałem o jej słowach w ostatnich dniach. Odszukam te budowle i odkryję ich znaczenie. To lepsze niż siedzieć tu i patrzeć na kurz zbierający się na klawiszach pianina. R. Grenville