Smycz

Page #3
Part of the following chapter Kroniki Ruiza Velazqueza #10
List wyblakł ze starości

Załoga zaczyna się burzyć. Mimo że coraz częściej zastanawiam się nad ucieczką, wciąż próbuję zaprowadzić dyscyplinę. Gdy odejdę, "kapitan" Isabella zapewne nie zdoła zapanować nad załogą w ten sam sposób, w jaki ujarzmiła swego plugawego więźnia. Coś się dziś wydarzyło. Álvaro i inni postanowili zażartować z lin, które Heretyk skręca z konopi. Zawiązali mu ręce jedną z nich i prowadzili go za sobą niczym psa na smyczy. Nawet Heretyk się śmiał. Wyglądał na zachwyconego faktem, że znalazł się w centrum zainteresowania. Jednakże z każdą chwilą ci dowcipnisie coraz bardziej poniewierali Heretykiem, więc przerwałem te błazenady. Gdy rozwiązywaliśmy linę, która oplatała ręce Heretyka, ten nagle odezwał się do Álvara. "Teraz twoja kolej". Álvaro roześmiał się na cały głos i popchnął Heretyka. Lecz gdy ten naciskał, Álvaro uderzył go i powiedział, że nic z tego. Heretyk wyglądał na zdziwionego i powiedział: "Nie ty będziesz o tym decydował". Te słowa rozwścieczyły Álvara – kopnął w błoto miski z wodą i jedzeniem Heretyka. Jako że ten był uwiązany do drzewa, nie mógł ich dosięgnąć. Udzieliłem Álvarowi nagany, ale byłem mniej stanowczy, niż powinienem był. Zastanawiałem się też nad spaleniem lin Heretyka – tak na wszelki wypadek – ale nie mogłem się do tego zmusić. Na samą myśl, że miałbym ich dotknąć, nagle nachodziło mnie obrzydzenie. R. Velazquez