Kościół

Page #8
Part of the following chapter Dziennik kapitański #6
Strona wyblakła ze starości

Mówię mu, że musimy się zatrzymać. Muszę zebrać myśli. Jest ich tak wiele… gdybym tylko się zatrzymała, pomodliła… gdyby znów nastała cisza… Heretyk… ksiądz… jest teraz wyprostowany. Ja zaś jestem zgarbiona, tak jak niegdyś on, zupełnie jakby ciało zmuszało mnie do modlitwy. "Isabello" – powiedział – "możesz się tu pomodlić. Możesz pomodlić się u podnóża góry. Ale grunt pod nogami nie będzie ci służył". Nie mam pojęcia, co to miało znaczyć. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebowałam się zatrzymać. Jak bardzo potrzebowałam ciszy, otaczających mnie ścian. Końca skrzypienia lodu pod moimi stopami. A teraz widzę… kości. "Musisz zbudować kościół" – powiedział. "Nie musi być wielki… wystarczy, że w twoich oczach będzie święty. Będziesz mogła w nim się modlić. Poznasz prawdę o tym, czego poszukujesz". W ręce ściskam już pierwszy kamień. "To będzie kamień węgielny tego kościoła". Wokół mnie jest wiele kamieni. Położę je jeden na drugim. Heretyk mi nie pomaga. Zdałam sobie sprawę, że wciąż jest skuty kajdanami. Muszę go uwolnić. Nie jest moim więźniem. Jest, być może, prorokiem. Albo kimś więcej. Gdy położysz ostatni kamień – powiedział – droga do Fontanny stanie otworem. Poczujesz, jak przenika cię całe Aeternum. Będziesz tu żyła wiecznie, Isabello. Moje imię wymawia w narzeczu, którego nie znam. Brzmi jak błogosławieństwo. Albo… pożegnanie. Ale on by mnie nie opuścił. W takim razie to musi być błogosławieństwo. Musi…